Tania zadzwoniła do Gorana Kaperskiego i umówiła nas. Jadę więc marszrutką do Achałcyche w okręgu Samcche-Dżawachetia. Goran Kaperski - prezes Związku Polonii Gruzji Południowej nie mówi po polsku, urodził się już tutaj, w Gruzji, za to jego córka Helena, o kruczoczarnych włosach i oczach jak spodki, dwudziestoczteroletnia absolwentka medycyny mówi bardzo dobrze w języku pradziadów - nauczyła się w osiemnaście miesięcy! Od Heleny można dowiedzieć się, że w Gruzji jest 365 kościołów pod wezwaniem świętego Jerzego, zna wszystkie legendy o gruzińskich świętych – istna encyklopedia prawosławia. Ojciec mówi, że jest bogowieriuszcza. Moja wizyta w Achałcyche zbiega się z wielkim religijnym świętem Mariamoba (Wniebowzięcie Najświętszej Maryi Panny) – w prawosławnej Gruzji wypada ono 28 sierpnia – dwa tygodnie po święcie katolickim. Helena pości od 14 do 27 sierpnia – tak nakazują reguły – jest to tak zwany post uspienski (uspienie – wniebowstąpienie) i nie pije wódki. W niedzielę idziemy do cerkwi. Cerkiew w Achałcyche jest pięknie ozdobiona freskami – to rzadkość – wnętrza większości gruzińskich cerkwi, zamienionych za Sojuza na magazyny, pobielili wapnem sowieci. Rozglądam się po ścianach. Jest święta królowa Tamara, jej dziadek Dawid Budowniczy, święta Nino, pierwsza kobieta-apostoł na terenie Gruzji. Oni wszyscy są zawsze obecni – w cerkwiach, rozmowach, przewodnikach, poematach, legendach – najważniejsze postacie historyczne. I jeszcze święty Jerzy, patron Gruzji. W każdej gruzińskiej rodzinie musi być przynajmniej jeden Jerzy i jedna Nino. Wchodząc do prawosławnej cerkwi, muszę założyć chustkę na głowę. Powinnam mieć też spódnicę na sobie, ale mam spodnie. Nie mogę więc uczestniczyć w obrzędzie błogosławieństwa olejem. Nawet, gdy okręcam się w pasie pożyczoną chustą, starsze kobiety kręcą głowami i słyszę, że nie lzia.