Geoblog.pl    Olga    Podróże    Gruzja    Tania
Zwiń mapę
2005
09
sie

Tania

 
Gruzja
Gruzja, Tbilisi
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 0 km
 
Wszystko zaczęło się od Tatiany. Mgliste plany podróży do Gruzji nabrały przyspieszenia, gdy otrzymałam e-maila: „Przyjeżdżaj, pomogę”.
Tania jest lekarzem-radiologiem. Pracuje w szpitalu miejskim w Tbilisi. W wolnym czasie szefuje Związkowi Polonii Medycznej w Gruzji. Mieszka kilkanaście kroków od Tavisuplebis moedani – Placu Wolności, na którym w maju 2005 roku prezydent Bush przemawiał do stupięćdziesięciotysięcznego, wiwatującego tłumu i naprzeciwko siedziby prezydenta Micheila Saakaszwilego.
W podwórzu, przy ulicy Leonidzie 10 mieści się też gabinet medyczny pani Kurczewskiej, który zajęłam na czas pobytu w Gruzji. Charakterystyczne gruzińskie podwórze: drewniane balkony, rzeźbione balustrady, pnącza winorośli, sznury z bielizną, wygrzewające się koty, starsze, przysadziste, odziane w czerń handlarki, tarasujące bramę owocowymi skrzyniami – arbuzy, świeże figi, śliwki. Codziennie rano kupuję wypieszczone gruzińskim słońcem owoce u nich, bo są już „swoje”, codziennie te same, znam je już i one mnie też. Wiedzą, że mieszkam u Tani. Wiedzą, jak się nazywam, skąd jestem, po co. One wszystko wiedzą. To taki rytuał. Za każdym razem, odliczając dwa lari, słyszę Spasiba krasawica.
Gabinet Tani to jednocześnie miejsce spotkań Polonii. W pokoju gościnnym kominek, na ścianach historyczne mapy Polski, krzyż, polskie godło i stary, zepsuty aparat do USG, który otrzymała w darze od polskiego szpitala, raczej już do niczego nieprzydatny zawalidroga. Kasety i płyty z polską muzyką, śpiewniki z patriotycznymi pieśniami i polskie książki. Tatiana świetnie mówi po polsku, jej syn Dima też nieźle sobie radzi, mimo iż nigdy nie był w Polsce.
Tania cieszy się z każdego gościa z Polski i angażuje wszystkich swoich znajomych i przyjaciół porozrzucanych po całej Gruzji w pomoc podróżującym.
Zaproponowała wyjazd na kilka dni do Kumysi, na daczę jej przyjaciół Walentyny i Bori. Tania odpoczywa tam prawie w każdy weekend. Do Kumysi jeździ się też zażyć kąpieli w jeziorze z oczen poleznym błotem siarkowym. Jak posmarujesz całe ciało czarnym jak smoła mułem zawierającym siarkowodór i inne minerały to wszystkie choroby pójdą precz, a na dodatek skóra stanie się delikatna jak jedwab. Kumysi to letniskowa dziura oddalona 25 kilometrów od Tbilisi. Docieram tam dopiero na trzeci dzień taksówką, bo nikt na dworcu Didube nie umiał powiedzieć, skąd odjeżdżają autobusy, ale za to z zapasami żywności i co najważniejsze spirytusu, z którego po rozcieńczeniu będzie dużo wódki. Podziargany taksiarz nie bardzo wie jak jechać, za to opowiada ciekawe historie. W tiwi mówili ostatnio o siedemdziesięciopięcioletniej kobiecie, która żywiła się korą sosnową, umarła z głodu, nie miała nikogo. Taka bieda, że desperaci mordują nawet dla 3 lari (1,5 dolara). On też bardzo narzeka, pojechałby może do Moskwy albo Kijowa na zarobek, ale nie zostawi żony i dzieci.
W Kumysi uderza mnie cisza. Wieś gnije, psuje się, niszczeje, zapada, straszą oczodoły okien - niegdyś szklane. Kurz, pył, wokoło jeziora łyse pagórki - słońce wyjadło wszelką roślinność. Sprawia wrażenie wymarłej, opuszczonej. A jednak tu i ówdzie tlą się ślady życia. Są ludzie – znajoma Tatiany, do której idziemy po ser. Pozwala mi wejść na drzewo i narwać fig – są już dojrzałe – jest koniec sierpnia. Sąsiadka Wali i Bori, do której idziemy po żywą gęś. Boria wybiera dorodną i goni ją po całym podwórku. Będzie zupa na gęsinie. Sklepikarka, która za kilka butelek minerałki i coca-coli zdziera jak za zboże. Przecież napoje trzeba dowieźć z Tbilisi a to kosztuje, a ja na pewno jestem z tej grupy Amerykanów, co to biwakują w Kumysi, to mnie stać na wszystko.
Wala i Boria przyjechali z Ukrainy, zapuścili korzenie w Gruzji. Dochowali się wnuków. Boria opowiada, jak to było z nim i Walą. Zobaczył, zakochał się i po trzech miesiącach już byli małżeństwem i tak do dziś. Boria nauczył się gruzińskiego, Wala nie. Wieczorem urządzamy wieczerinkę, oczywiście po gruzińsku - tańczymy, płaczemy, śmiejemy się, jemy gęś, chaczapuri – placki pszenne z wtopionym serem sułguni, lobio – fasolę na zimno z czosnkiem, tkemali – sos z dzikich śliwek i pijemy czaczę – siedemdziesięcioprocentowy bimber z winogron. Szkoda, że jutro muszę jechać dalej. Muszę? Tu człowiek zaczyna zastanawiać się, czy cokolwiek musi. Chcę zobaczyć, jak żyją Gruzini w innych zakątkach Gruzji.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (8)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
Olga
Olga Mielnikiewicz
zwiedziła 6.5% świata (13 państw)
Zasoby: 141 wpisów141 72 komentarze72 1026 zdjęć1026 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
22.07.2011 - 30.07.2011
 
 
04.02.2011 - 06.02.2011
 
 
28.01.2011 - 03.02.2011