Lubię meczety. Zauważyłam to już w Turcji 3 lata temu. Msze katolickie są zbyt wygodne, usypiają, siedzisz, możesz nawet nie wstawać, jak nie chcesz. Wierni mamroczą zazwyczaj coś półgębkiem, coś - bo zapewne mało kto wsłuchuje się w słowa, które powtarza. Na szczęście ksiądz za nas powie, organista zaśpiewa. Cerkwie są mistyczne (jak dla mnie), stoisz, a więc nie uśniesz, pachnie kadzidłem, nieustannie wykonujesz jakieś ruchy ciałem - skłony, przeżegnania. Dużo śpiewu, ale bez instrumentów. A meczet? Jest wesoły, można położyć się na dywanie, podrzemać, pobiegać, pokrzyczeć jak dzieci. W czasie jednak modlitwy olbrzymie skupienie. Przestrzeń, surowość. Fajnie jest usiąść po modlitwie pod ścianą (kiedy już można wejść doń niewiernemu, zawiniętemu w szary płaszcz z kapturem) i obserwować, patrzeć na kobiety, szalejące dzieci. Dzieci, jak to dzieci bez wewnętrznych barier podchodzą do obcego i próbują nawiązać kontakt, używając kilku słów z angielskiego, których nauczyły się od turystów albo w szkole. Takie roześmiane, iskrzące się czarne oczy i czarne grzywki. Przepychają się, dotykają, rysują palcem na dywanie to, czego nie możesz zrozumieć po arabsku, cierpliwie powtarzają kilka razy w nadziei, że za piątym już wiesz, co znaczy dżamila, mafi, kefaak.
Byłam w dwóch meczetach syryjskich - największych i najbardziej znanych, meczetach Umajjadów w Damaszku i w Aleppo.
Oba podobne do siebie, a nie podobne do innych wielkich, znanych, jak Hagia Sofia czy Błękitny w Stambule. Meczet damasceński zbudował w 10 lat kalif Al-Walid ben Abdul Malek (zakończył w 705 roku). A raczej przebudował z bazyliki Jana Chrzciciela. Wewnątrz, w sporej oświetlonej klatce, znajdują się relikwie tego świętego. Muzułmanie czczą go jako jednego z proroków o imieniu Yahia. Klatki czepiają się dzieci, wrzucają monety.
W 2001 r. modlił się tu Jan Paweł II - pierwszy papież, który przekroczył próg meczetu.
Jest Ramadan, ostatnie chwile przed zachodem słońca, meczet zamykają i rozkładają na dziedzińcu jedzenie dla biednych. Nie można teraz wychodzić ani wchodzić. Jestem w środku, moje sandały na zewnątrz. Kiedy już można wyjść, idę po nie. Ale one zniknęły. Nikt ich nie widział. Mężczyzna z obsługi meczetu daje mi swoje czarne klapki.
Na terenie należącym do meczetu jest małe mauzoleum Saladyna, pogromcy krzyżowców i zdobywcy Jerozolimy.