Drżę z przejęcia patrząc z wysokości Prijuta na panoramę górską centralnego pasma Kaukazu - Donguzorun, Nakra, Bżeduch, kształtne uszy Uszby. Potęga i majestat czterotysięczników. Obok nas przy Prijucie rozbił się polski samotny górski jeździec. Szczyt odwagi czy brawury połączonej z niefrasobliwością? Nie udało mu się mu się dojechać nawet do siodła między wierzchołkami. Co można robić cały dzień, kiedy już obejrzy się ruiny schroniska, skałę z tabliczkami ku pamięci zaginionych i zmarłych tragicznie na Elbrusie alpinistów, nieskończenie wiele razy popatrzy to na Oszchomacho to na Uszbę? Otóż można wypowiedzieć wojnę śniegową Czechom, którzy rozbili się w ruinach Prijuta.
Moi Ukraińcy wygrywają i Igor powiewa ukraińską flagą, którą zawsze wozi ze sobą na górskie wyprawy. W turbazie UMC Elbrus wciągnęliśmy ją pierwszego dnia na maszt i odśpiewaliśmy hymny – ja polski a Ukraińcy ukraińscy. Tak samo było na Lekzyr a oprócz tego Igor rzucił się na kolana i głośno zmówił modlitwę dziękczynną-proszącą o pomyślność w trakcie wspinaczki na Elbrus.
Żałuję, że nie miałam polskiej bandery. Miałam natomiast biały bandaż i postanowiłam namalować na nim czerwonym markerem orła i założyć na głowę na szczycie, jeśli w ogóle na nim stanę. Nie mam przecież raków. Dobrze, że chociaż wzięłam swój czekan z Polski. W wypożyczalni w turbazie była tylko jedna para i dostała się Romkowi. Wiem, że to karygodna lekkomyślność wchodzić bez raków, ale Igor nie miał nic przeciwko temu. Musiałam tylko zachować ostrożność i trzymać się któregoś z instruktorów.