Geoblog.pl    Olga    Podróże    Elbrus, Wysocki, Igor i cała reszta    Wejście
Zwiń mapę
2004
21
lip

Wejście

 
Rosja
Rosja, Terskol
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 26 km
 
Wychodzimy o 3.00 w nocy. Powolutku, krok za krokiem, bo z przodu i z tyłu tłumy, które nie wiadomo skąd się wzięły, każdy idzie swoim tempem. Hałasują ratraki, podobno można za 40 Euro dojechać na ratraku do Skał Pastuchowa. Jest bardzo zimno, czuję jak marzną mi palce u nóg i rąk. Część grupy nocowała na Skałach Pastuchowa, mieli na godzinę 5.00 zagotować wodę na herbatę dla wszystkich, abyśmy mogli się trochę rozgrzać. Niestety było pusto w kominie, podobno camping-gazy zamarzły. Zza gór wyłania się powoli słońce- najpiękniejszy świt, jaki widziałam w życiu. Czuje się wspaniale, żadnego bólu głowy i wymiotów, za to burczy mi w brzuchu – dobry objaw właściwej aklimatyzacji. Mój znajomy bioterapeuta, który spędził kilka lat w Tybecie u mnichów twierdził potem, że to dlatego iż moja dusza należy do świata gór i prawdopodobnie urodziła się wysoko w górach. Chciałabym w to wierzyć.
Pewnie doszłabym na sam szczyt bez raków, ale wyglądający na instruktora wspinaczki starszy Rosjanin nakrzyczał na mnie i na Kiryła, że pozwolił mi wchodzić w samych butach, więc 200 metrów przed szczytem Kirył kazał mi zostać i czekać, aż śnieg jeszcze bardziej zmięknie, ewentualnie kiedy ktoś z naszej grupy schodząc pożyczy mi swoich raków. Nie doczekałabym się zapewne, a raczej byłoby już za późno.
Siedząc na czekanie obserwowałam mijających mnie turystów i alpinistów. Szkoda, że ich nie liczyłam, ale na pewno w ciągu pół godziny przewinęło się kilkudziesięciu. Rzadko który pozdrawiał, a jeśli już to częściej słyszałam priviet niż hello, bynajmniej nie dlatego, że więcej tam turystów rosyjskojęzycznych. A może pozdrawianie jest już retro?
Ci co nie pozdrawiali – skrupulatnie zanotowałam - najczęściej mieli na sobie grube tysiące w sprzęcie i odzieży. Pomyśleć, że kiedyś ludzie wchodzili w trikoniach i owczych swetrach. Przypomniałam sobie wtedy, zasłyszaną od ratownika Wołodi przy ognisku opowieść o Amerykaninie, który maksymalnie „wysprzęcony”, uginający się pod ciężarem szpeju - wyglądał jak kosmita albo amerykański snajper w Iraku - wbiegł do „beczek” (schronisko na Elbrusie poniżej Prijuta) i zobaczył nadprogramowe, wycieńczone chorobą wysokogórską ciało leżące na podłodze zaczął się drzeć, żeby je zabrać bo psuje widoki a poza tym on zapłacił za miejsce 30 bagsów.
Z nudów zaczęłam rozmawiać z patronem alpinistów – świętym Bernardem z Menton, aby coś wykombinował. Cuda się zdarzają! Romko, który był szczęśliwym posiadaczem jedynych wiązanych raków w naszej grupie, zatrzymał się, zdjął jeden i mi oddał. Weszliśmy razem podtrzymując się wzajemnie, on w jednym i ja w drugim.
Jak się stoi na szczycie i spogląda w dół z wysokości 5642 m n.p.m. to ściska za gardło i jakoś tak same cisną się na usta słowa z piosenki Wysokiego …cały świat jak na dłoni, szczęśliwyś i tylko trochę zazdrościsz tym, którzy dopiero wejdą na szczyt.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (6)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (1)
DODAJ KOMENTARZ
michal
michal - 2007-10-23 09:41
swietne zdjecia
 
 
Olga
Olga Mielnikiewicz
zwiedziła 6.5% świata (13 państw)
Zasoby: 141 wpisów141 72 komentarze72 1026 zdjęć1026 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
22.07.2011 - 30.07.2011
 
 
04.02.2011 - 06.02.2011
 
 
28.01.2011 - 03.02.2011