Odbieram rower z wagonu bagażowego, poprawiam sakwy, zeruję licznik. W drogę! Do Wojnowa – jednej z trzech większych wsi w północnej Polsce, którą od ponad dwóch wieków zamieszkuje tajemnicza rosyjska mniejszość religijna.
Starowiercy, zwani też raskolnikami, bezpopowcami lub filiponami, trafili na tereny Suwalszczyzny i Mazur w wyniku schizmy w Rosyjskim Kościele Prawosławnym w XVII wieku. Prześladowani za odrzucenie reform, masowo emigrowali za granicę. Jedyny na terenie Polski klasztor, nie należy już do nich. Jest w prywatnych, katolickich rękach, a obecny właściciel stawia na agroturystykę: kwatery, kemping, wynajmem kajaków, pole namiotowe. Jest też sklepik z ciastem domowej roboty i kiełbasą z grilla. Idę do cerkwi. Pan Krzysztof opowiada właśnie grupie angielskich turystów o historii klasztoru, o tradycji religijnej starowierców, o znaczeniu trzeciej, poprzecznej belki na prawosławnym krzyżu. Rozglądam się po sieni - fragment prasy drukarskiej (w Piszu istniała niegdyś starowierska drukarnia), stare fotografie w sepii dawnych mieszkańców wsi i klasztoru – legendarne brody już tylko na zdjęciach.
Pan Krzysztof pozwala mi podejść do ikonostasu, popatrzeć z bliska na Umilenie, najstarszą wojnowską ikonę przedstawiającą Matkę Boską z dzieciątkiem, i na Matkę Boską Gruzińską. Mogę dotknąć ksiąg modlitewnych. Każda ma po kilkaset lat. To starocerkiewnosłowiański.
Razi paździerzowa płyta, do której przymocowane są święte obrazy. Siadam na podłodze, przy piecu kaflowym i patrzę na świętych i proroków. Cisza, turyści poszli już sobie i tylko muzyka cerkiewna sączy się gdzieś w tle. Pan Krzysztof celuje palcem wskazującym w moją pierś – I o co w tym wszystkim chodzi? Jest Bóg, czy go nie ma? Jest – mówię. Kiwa głową - Jeśli chciałabyś się pomodlić o północy, ja ci otworzę. Każdemu otworzę.
Starowiercy z Wojnowa nie przychodzą już do klasztoru. Mają swoją molennę w środku wsi – murowaną, z czerwonej cegły - zamkniętą na kilka zamków. Na ikonostasie poczerniałe ikony od dymu ze świec, od starości, od pożaru. W 1922 roku drewniana molenna spaliła się doszczętnie. Część ikon uratowano. Nie oddaje się ich do konserwacji, bo nie wracają oryginały. Zdarzają się włamania. Po ostatniej kradzieży ikony wprawdzie odnaleziono, ale parafianie nigdy nie dowiedzieli się, kto je ukradł.
Społeczność starowierców kurczy się - młodzi uciekają do miast, za granicę, żenią się
z katolikami. Coraz mniej ślubów i chrztów.