Gruzini mówią na swój najwyższy wygasły wulkan Mkinwartsweri czyli Góra z lodową głową. Gruzińscy alpiniści nie wchodzą na sam szczyt tłumacząc, iż nie depcze się po głowie niewieście. Dla nich Kazbek to kapryśna kobieta, która obcym ukazuje się spowita w szal z wiecznych mgieł. Szczególnie po 18 sierpnia, kiedy w Gruzji obchodzi się święto zmiany pogody, trudno nad wsią Kazbegi ujrzeć piramidę wiecznego śniegu w całej okazałości. Kazbek ma 5047 m n.p.m. Bardzo chciałam wejść na niego, ale najwyraźniej on nie chciał. Widocznie uznał, że nie zasłużyłam.
Niko wziął ze sobą butelkę oryginalnej Chwanczkary – wyśmienitego półwytrawnego czerwonego wina. Oryginalna, bo znajomy Nikołaja pracuje w fabryce wina. Trzeba uważać przy kupowaniu wina w Gruzji, bo łatwo można się dać oszukać. Markowe jest sprzedawane w firmowych sklepach i ma odpowiednio wyższą cenę. Siedzieliśmy pod celofanem i czekaliśmy, aż przestanie lać. Zdążyliśmy wypić wino i butelkę piwa Kazbegi, a piliśmy po gruzińsku, czyli z toastami - za wierszyny, za to żebyśmy ciągle wspinali się do góry po drabinie wartości moralnych, żebyśmy byli jak pięciotysięczniki, za poległych alpinistów, za szczęśliwe wejścia i zejścia, wreszcie za Miszę, dwudziestoczteroletniego alpinistę z klubu Tontio w Gori, który zginął podczas zejścia z Scheldy w Swanetii parę dni wcześniej. Był przyjacielem moich przewodników Zazy i Niko. Misza wspinał się zawsze z butelkę piwa w plecaku, którą otwierał na szczycie zdobytej góry. Miał przydomek Misza Kosołapyj (Krzywołapy). Przysypała go lawina, a śmiertelne okazało się uderzenie kamieniem w głowę. Gdyby nie Misza, Darek Gruszka nie wspomniałby o klubie Tontio w artykule o Kazbeku, ja nie przeczytałabym tego artykułu, nie napisałabym do Niko i nie poznałabym ich osobiście.
Z każdym toastem zaklinaliśmy Opatrzność i Lodową głowę, żeby pozwolili nam dobratsa i tak zastał nas wieczór. Rozbiliśmy namioty, a rano zeszliśmy do wsi, bo Opatrzność nas jednak nie wysłuchała. Za drugim razem było podobnie. Weszliśmy tylko na jakieś trzy tysiące. Niko pocieszał mnie, że kiedyś próbował jedenaście razy, zanim wszedł.