Heda ma długie, kruczoczarne włosy upięte w kok, duże czarne oczy, pełne ramiona i malinowe usta oraz bardzo smutną minę, a może tylko poważną. Czeczenki w tym dniu muszą być poważne. Dwudziestosześcioletnia Heda zostanie dziś żoną Zelimchana, czterdziestodwuletniego, przystojnego Czeczena, błyskającego garniturem zdrowych zębów.
Od jutra zacznie nosić na głowie kasynkę, przepaskę ostrzegającą: „Nie jestem już panną na wydaniu”. Ma na sobie suknię ślubną z dużym dekoltem, na głowie welon, a na ramionach narzutkę z białego futerka. W przeciwieństwie do sąsiadek Inguszek, które muszą zakładać tradycyjne narodowe kostiumy, Czeczenki noszą się w dniu ślubu z europejska. Nie wiadomo jednak jak długo, bo prezydent Czeczenii Ramzan Kadyrow wyraził publiczne niezadowolenie ze swobodnych obyczajów i frywolnej mody i nakazał salonom mody ślubnej posiadanie w ofercie tradycyjnych kostiumów.
Na chwilę przed opuszczeniem domu rodzinnego Heda zamyka się w swoim panieńskim pokoju razem z innymi kobietami – siostrami, kuzynkami, sąsiadkami, babciami, ciociami, młodymi, starymi, dojrzałymi, dorastającymi. Pomagają jej ubierać się i malować. Tłoczą się wokół panny młodej, fotografują ją i siebie telefonami komórkowymi. Wydają się umyślnie nie zwracać uwagi na natarczywe dźwięki klaksonu, dobiegające zza okna. Jeszcze kilka razy poprawiają jej welon, zdejmują i zakładają, przymierzają, za każdym razem nie są w pełni zadowolone z efektu.
“Ona taka krasawica, mudraja, obrozowannaja”, oczko w głowie rodziców – jedna z ciotek, przyglądająca się zgromadzeniu z kącika, rozpływa się w zachwytach nad panną młodą – poszczęściło się żenichowi, ona umie wszystko w domu zrobić i gotować i należycie przyjmować gości i taka haroszaja ona”.
Jedynie siostra narzeczonego, która przyjechała po Hedę, czeka cierpliwie przed drzwiami. Nie może przyłączyć się do rozszczebiotanej gromady niewiast. Jest pośrednikiem, łącznikiem obu rodzin. Weźmie Hedę pod rękę i wprowadzi do nowej rodziny. Zwykle robi to mężczyzna, ale pan młody stracił braci i ojca w drugiej wojnie czeczeńskiej.
Obok, za innymi, zamkniętymi drzwiami, najstarsi mężczyźni - dostojni, poważni nestorzy z obu rodów, w baranich papachach na głowach, z laskami w dłoniach, w tradycyjnej kaukaskiej czerni, rozprawiają o warunkach zawarcia małżeństwa, ustalają wartość kałymu, pieniędzy, które dostaje rodzina dziewczyny od rodziny pana młodego (kałym w Czeczenii wynosi około sześciu tysięcy rubli, w Inguszetii około dwunastu). Do pomieszczenia nie mają dostępu żadne kobiety oprócz tej, która ich obsługuje, donosi jedzenie i picie.
Reszta rodziny, goście i krewni pana młodego, czekają przed domem. Przytupują, przestępują z nogi na nogę, bo styczniowy mróz zaczyna doskwierać, „obwąchują się” i mierzą wzrokiem. Dziewczęta spod spuszczonych powiek rzucają ukradkowe spojrzenia młodym mężczyznom – wesele to jedna z okazji poznania przyszłego męża - starsi zaczynają wybijać rytm klaskaniem, inaugurując lezginkę.
Na tajemny znak, nie znany mi, kiedy nadejdzie odpowiedni czas, kobiety zostawiają Hedę samą, a wtedy wchodzi mułła wraz ze świadkiem i pyta ją trzy razy, czy chce wyjść za Zelima, czy zgadza się, aby uczynił ja zud (żoną).
Zelim długo starał się o Hedę, a ona długo nie mogła zdecydować się, ale usilnymi staraniami rodzin dobito targów. Heda mówi: tak.
Czeczenka nie składa przysięgi przed ołtarzem, patrząc w oczy stojącemu obok mężczyźnie, nie wkłada mu obrączki na palec. Mułła poucza ją o obowiązkach i prawach małżonki, podobnie jak pouczył wcześniej Zelima, który tego dnia pozostaje w ukryciu i nie ogląda panny młodej. Te białe szaty, welony, kwiaty, strojenie się nie dla męża.
Gdy mułła wychodzi, kobiety oddają dziewczynę w ręce siostry pana młodego. Heda żegna się z matką i siostrami, które zostają w domu i nie będą uczestniczyć w obrzędach weselnych w domu pana młodego.
Mężczyźni wynoszą walizki. Heda ma dużo walizek, zabiera ze sobą całe wiano, ubrania, sprzęty domowe. Wychodzi z domu rodzinnego ze wszystkim co ma, wychodzi za mąż, idzie za mężem. Dla czeczeńskiej kobiety oznacza to poddanie się woli małżonka, bycie mu posłuszną. Tak wyraża szacunek dla niego i jego rodziny.
Wreszcie korowód samochodów rusza w stronę domu weselnego, z piskiem opon, dźwiękiem klaksonów i podnoszącą ciśnienie w żyłach lezginką z samochodowych głośników. Orszak weselny kilka razy na pełnym gazie objeżdża centralny skwer Groznego.
Wesele odbywa się w czteropiętrowym bloku w Mikrorajonie, który mało ucierpiał w czasie wojen czeczeńskich. Na pierwszym piętrze świętują kobiety - tam też jest Heda wśród nich. Stoi cały czas pod ścianą, nie wolno jej usiąść. Będzie tak stać do wieczora, dopóki nie wyjdą goście. Nie wolno jej odzywać się do nikogo oprócz mężczyzny, który wedle starego obyczaju poprosi ją o szklankę wody.
Musi to powtórzyć kilka razy, bo panna młoda nie daje się szybko przekonać. Kiedy wreszcie pada z jej ust „Pijcie na zdrowie”, mężczyzna musi zapłacić. Nie ma ustalonej sumy, każdy daje wedle uznania, można i pięćset rubli, a można i sto dolarów, co łaska, jak u nas podczas zbierania na wózek dla dziecka.
Kobiety tworzą krąg i tańczą wokół Hedy, pokazują tym samym, że już należy do nich. Radują się, obejmują, całują ją, po prostu jej towarzyszą. Od nich uczy się o obowiązkach i powinnościach kobiety czeczeńskiej i w udziale jej przypadnie ich los – według odwiecznej tradycji. Będzie gospodynią domową, husum.
Będzie wstawać pierwsza wraz z kurami, podawać do stołu, służyć gościom, gotować, karmić, opierać męża i wychowywać dzieci. Nigdy nie podniesie głosu na męża ani jego bliskich – za to grozi jej rozwód (w Czeczenii obywa się to przy jednym świadku – mężczyzna wypowiada trzy razy słowa „ ty mi już nie żona” i już są po rozwodzie), nigdy nie nazwie ich po imieniu w obecności świadków. Matka ją tego uczyła, potem ona będzie uczyć swoją córkę, a córka swoją i taki cykl będzie trwać dalej i dalej do skończenia świata. I ona od małego, ledwie odrosła od ziemi już wie, że tak będzie i wie jaka będzie jej rola - strażniczki ognia domowego i jest na to dobrze przygotowana.
Na drugim piętrze biesiadują mężczyźni. Jedzą kurczaki, gołąbki, sałatki z buraków i granatów, ciasta z owocami, kotlety na ciepło i zimno. Na wesele u Wajnachów zabija się dwie krowy, kilka baranów, setkę kur. Gości bywa nawet trzysta, czterysta.
Siedzą, piją, tańczą, witają i żegnają się z panną młodą i jej nową rodziną, wręczają pieniądze albo podarunki i wychodzą. Przychodzą następni i tak do wieczora i tak do następnego dnia. Mężczyźni piją wódkę, ale pijanych raczej nie ma. Zazwyczaj wiedzą, kiedy przestać.
Dwaj muzykanci uderzają w instrumenty. Bez bębna i akordeonu nie ma czeczeńskiego wesela. Nicie w bęben szczególnie rozgrzewa krew.
Czeczenom nie potrzeba wiele, aby zacząć lowzar. Lubią i umieją się bawić, tańczyć i mogą to robić w każdym miejscu i w każdym czasie. Niech tylko ktoś zaklaszcze w dłonie, wybije rytm obcasami, placami o blat stołu, już tworzy się taneczny krąg, na ulicy, w parku, na bazarze. Któryś z mężczyzn ruchem głowy zaprasza do kręgu kobietę, która mu się spodobała.
Nie dotykają się w tańcu, ona chodzi po kręgu, rozpościerając ręce na wysokość ramion, wywracając dłonie płynnym ruchem, raz wnętrzem dłoni na zewnątrz, a raz grzbietem. Wygląda jak majestatyczna, dumna łabędzica. Mężczyna postępuje w ślad za nią przytupując nogami i osłaniając ramionami. Nieznacznym ruchem zaciśniętych pięści pokazuje partnerce kierunek tańca. Wygląda to jakby ziemia krążyła wokół słońca. T
o kobieta spływa pierwsza z parkietu, kiedy uzna, że już czas ustąpić miejsca innej parze. Starzy ludzie na Kaukazie wspominają, jak kiedyś dawno temu, kiedy bezwzględnie przestrzegano prawa zwyczajowego - adatu i pielęgnowano tradycję, bywało, iż chłopak dotknąwszy nieumyślnie dziewczyny w tańcu, musiał ją wziąć za żonę.