„Śpiew i gra na instrumentach muzycznych to grzech”, mówi pani Zinaida. Struny głosowe mogą być używane tylko do modlitwy i chwalenia Pana podczas nabożeństwa. Ale jak żyć bez muzyki? Pani Zina śpiewa zatem - od dwudziestu już lat - w jedynym w Polsce zespole folklorystycznym starowierców „Rabina”. W przyszłym roku, w maju zespół będzie obchodzić okrągły jubileusz. Pieśniarki, a jest ich sześć, nie przygotowują się do występów. Pieśni znają na pamięć, wyrosły z nimi, śpiewały je w dzieciństwie razem z rodzicami. Wystarczy, jak przećwiczą je w drodze na koncert. A i tak zajmują czołowe miejsca na festiwalach. Panie wydały płytę w 2000 r. Dumne są, bo udało się w jeden dzień, po jednej tylko próbie. 28 listopada u starowierów zaczyna się post trwający do świąt Bożego Narodzenia, 6 stycznia. Nie występują wtedy i nie śpiewają.
Gabowe Grądy
Cztery lata temu, przemierzając rowerem północno-wschodnią Polskę szukałam śladów rosyjskich uchodźców religijnych, prześladowanych przez patriarchę Nikona i cara Piotra Wielkiego za bunt przeciwko reformie religijnej z 1654 r. (data zatwierdzenia zmian przez sobór). Teraz wróciłam, żeby sprawdzić, czy coś się zmieniło. Wtedy, latem miałam pecha. Drewniana molenna była zamknięta, ale otwarte były dwa sklepy. Wokół nich mężczyźni z długimi brodami jedli mielonkę z puszek, popijając nalewką owocową. Teraz jest inaczej. Siedzimy z trzema siostrami Ancipow w ciepłej kuchni z kaflowym piecem, przy kawie, bo picie herbaty to grzech. Kiedy pan Jezus konał na krzyżu wszystkie rośliny uschły, a zwierzęta zwiesiły głowy. Jedynie herbata i tytoń zakwitły, a koń zarżał. Dlatego wyznawcom ‘starej wiary’ nie wolno palić papierosów, pić herbaty i jeść koniny. Nad głową Marii, we wschodnim rogu kuchni, wisi kapliczka z krzyżem ośmiokończystym i dwiema poprzecznymi belkami. Ta skośna to podnóżek konającego Chrystusa, górnym końcem wskazująca niebo wierzącym, dolnym piekło grzesznikom. W każdym domu jest taka kapliczka albo ikona. Nie może wisieć, musi stać. Czasem wisi też lestowka (taki nasz różaniec) do odprawiania pokuty.
Interesuje mnie, ilu starowierców zostało we wsi. Nadia liczy na palcach. Naliczyła 79 osób, a Maria 60 zamieszkałych domów. A przecież Gabowe Grądy i Bór to największe skupiska tej mniejszości w Polsce. Zina twierdzi, że zostało około dwóch tysięcy w całym kraju, ale tak naprawdę niewiadomo. Spis powszechny z 2002 r. mówi o około tysiącu. Młodzi emigrują do miast albo za granicę. Asymilują się. A starsi wymierają.
Jutro dzień Świętego Gieorgija (Jerzego). W molennie będzie czterogodzinne nabożeństwo o 7.00, a potem drugie o 13.30. Mogę przyjść, ale w spódnicy i w chustce na głowie. Nastawnik, świecki przewodnik duchowy (polscy staroobrzędowcy to bezpopowcy, nie mają hierarchii kościelnej) przewodzi nabożeństwu, ale dyskretnie. Przypomina mi zręcznego dyrygenta. Tak naprawdę modli się „chór” kobiet. Stoją w wydzielonej części molenny zwanej kliros (nie ma carskich wrót) zwrócone twarzami do ikonostasu, w kierunku wschodnim. Mężczyźni stoją po prawej stronie, kobiety po lewej. Liczę obecnych. Trzydzieści dwie osoby. Co kilka minut biją pokłony do ziemi. Kobiety dotykają czołem ławek, mężczyźni rzucają się na ziemię. Starowiercy żegnają się dwoma palcami w odróżnieniu do wyznawców prawosławia zreformowanego i dwa a nie trzy razy wymawiają słowo Alleluja. Między innymi te dwa palce i ilość Alleluja były przyczyną rozłamu w cerkwi prawosławnej i okrutnych rzezi na buntujących się wiernych. Ojca duchowego raskolników, protopopa Awwakuma spalono na stosie w Wielki Piątek w 1682 r. Dziś trudno zrozumieć sens prześladowań, reforma dotyczyła bowiem świętych ksiąg i rytuałów kościelnych, nie zmieniała zaś dogmatów wiary.
Po nabożeństwie Zinaida zaprasza mnie na pyszne śniadanie - krupnik i bliny kartoflane a na deser kawa i ciastka domowej roboty. Mogę usłyszeć lokalny dialekt rosyjskiego, w jakim na co dzień rozmawiają Zina i jej mąż. Mąż nosi brodę, ale zapuścił ją dopiero pół roku temu za namową nastawnika. Przekroczywszy wiek Chrystusowy każdy mężczyzna powinien zapuścić brodę. Inaczej może nie zostać pochowany. Zina wyjmuje piękny, wydany przez Fundację Miasto album „Rosjanie-staroobrzędowcy w Polsce” z archiwalnymi fotografiami. Czarno-białe zdjęcia ukazują świat mazurskich, suwalskich, sejneńskich i augustowskich starowierców od II połowy XIX w. po 2007 r. Nastawnik wyrabiający świece woskowe, któremu przyglądają mu się dzieci siedzące na piecach chlebowych, mężczyźni z białymi brodami na przyzbie drewnianego domu, kobiety i dziewczynki w jubkach, rubaszkach, z długimi włosami – kobiety nie mogły strzyc się i malować. Zabytkowe molenny, których już nie ma w Świgajnie, Pogorzelcu, ale i te, które jeszcze są - w Wodziłkach, Wojnowie. Jest też zdjęcie zespołu Riabina. Kolorowe. Piekny i ciekawy świat, który odszedł wraz z bohaterami fotografii, a ten, który jeszcze jest również powoli znika.
Wodziłki
Autobus z Suwałk do Błaskowizny zatrzymuje się w Szeszupce na skraju Suwalskiego Parku Krajobrazowego. Stąd jeszcze trzy kilometry do Wodziłek. Molennę widać już z daleka. Obok, nad rzeczką stoi drewniana bania, a naprzeciw bani drewniany dom. Nad gankiem wyryta data 1933. Dom należy do państwa Markow. Pan Aleksander przyjeżdżał palić w bani dla turystów i nurków. Tu na „polskiej Syberii” zimy mroźne, więc tradycyjna sauna z biczowaniem brzozową witką to wielka atrakcja, ale przede wszystkim relaks. Dla staroobrzędowców bania to codzienność – miejsce zabiegów higienicznych jak i spotkań towarzyskich. Dziś dom, jak i cała wieś cicha, pusta, wymarła. Pan Markow nie żyje, ale jego numer telefonu ciągle widnieje na bani. Żona i syn kontynuują dzieło, jednak tylko w sezonie letnim. Zielona, drewniana świątyńka zamknięta. Zostało dwóch gospodarzy. A przecież to oni założyli wieś pod koniec XVIII wieku, była jednym z centralnych skupisk suwalskich starowierów. Molenna z 1863 r. jest jedną z czterech czynnych w Polsce, ale nabożeństwa odprawia się rzadko, kilka razy do roku. Nastawnik przyjeżdża z Łotwy. Tak jak i do tej suwalskiej przy ulicy Sejneńskiej. Tam też siedzibę ma Naczelna Rada Staroobrzędowców. W domu parafialnym można przenocować.
Będąc w tych okolicach, zwłaszcza latem, warto odpocząć kilka dni nad najgłębszym polskim jeziorem Hańcza (108,5 m), wdrapać się na Górę Cisową, zwaną Polską Fudżijamą (256 m n.p.m) lub Zamkową (228 m n.p.m.) i poszukać ukrytych pod nią jaćwieskich skarbów oraz popatrzeć na „Mazury Garbate” z platformy widokowej „U Pana Tadeusza” w Smolnikach. Rozkoszując się widokiem lesistych pagórków, jezior, łąk zielonych łatwo pojąć, dlaczego Wajda wybrał to miejsce na zdjęcia do narodowej epopei.
SPK to raj dla rowerzystów. Przez Suwalszczyznę przebiega międzynarodowy szlak rowerowy EuroVelo R11, łączący Helsinki z Atenami. Parki - suwalski i wigierski oraz Puszcza Augustowska to świetne tereny na wyprawy rowerowe.
Wojnowo
Na skraju wsi, nad jeziorem Duś przycupnął klasztor Świętej Trójcy i Zbawiciela. Stoi na uboczu niczym pustelnia, która zresztą istniała tu w 1836 r, założona przez starca Ławrientija Rastropina. Jedyny na terenie Polski klasztor staroobrzędowców nie należy już do nich. Jest w rękach prywatnych, przekształcony na gospodarstwo agroturystyczne. Ostania siostra zakonna Afimia zmarła w kwietniu 2006 r. w wieku 91 lat. Wzrok przykuwa najstarsza ikona klasztoru Umilenie, przedstawiającą Matkę Boską z dzieciątkiem i Matka Boska Gruzińska. Jest też Święta Trójca, Chrystus Pantokrator, Jan Chrzciciel. Ikony wymagają konserwacji, poczerniały do dymu świec. Rycina przedstawiająca pochyloną nad człowiekiem śmierć z kosą i podpisem „Bój się tego, kto nad tobą, nie patrz na to, co przed tobą, nie uciekniesz od tego, co za tobą i nie ominie cię to, co pod tobą” przyprawia o ciarki na plecach. Niezwykły jest też srebrny żyrandol, ufundowany przez kupca Tichonkina z Kazania po śmierci ukochanej żony.
Starowiercy z Wojnowa nie przychodzą już do klasztoru. Mają swoją molennę w środku wsi – murowaną, z czerwonej cegły - zamkniętą na kilka zamków. Czynna tylko w soboty. Poprzednia drewniana spłonęła w 1922 r.
Wojnowo to swoisty tygiel religijny. Żyją tu obok siebie wyznawcy prawosławia zreformowanego i niezreformowanego, katolicy i ewangelicy. Na drugim końcu wsi stoi maleńka biało-niebieska cerkiew prawosławna. Warto do niej zajrzeć, czy to przepływając kajakiem jedną z najpiękniejszych mazurskich rzek, Krutynią, czy to przejeżdżając na dwóch albo czterech kółkach.