Spulchnię ziemię na zboczu i pestkę winogron w niej złożę,
a gdy winnym owocem gronowa obrodzi mi wić,
zwołam wiernych przyjaciół i serce przed nimi otworzę...
Bo doprawdy - czyż warto inaczej na ziemi tej żyć?
Cóż, czym chata bogata! Darujcie, że progi za niskie,
mówcie wprost, czy się godzi siąść przy mnie, ucztować i pić.
Pan Bóg grzechy wybaczy i winy odpuści mi wszystkie...
Bo doprawdy - czyż warto inaczej na ziemi tej żyć? (...)
Ileż w tych dwóch zwrotkach Gruzji! Gruzińskiej gościnności, umiłowania życia, radosnej biesiady z przyjaciółmi, szacunku i uczuć do wina, winorośli. Gdyby w żyłach Bułata Okudżawy – autora tej pieśni - nie płynęła krew gruzińsko-ormiańska, pewnie tak doskonale nie oddałby duszy gruzińskiej.
Gruzińska uczta nie ma nic wspólnego z pijaństwem i obżarstwem. Wstyd spaść ze stołu. Każda biesiada ma swojego „wodzireja”. Jest nim tamada, starszy wiekiem, szczególnie poważany mężczyzna, który inicjuje i wznosi toasty. Są toasty obowiązkowe, zgodne z wielowiekową tradycją i regułami, na przykład za Gruzję, za przodków, za rodzinę, za miłość, przyjaźń, za gości. Za gości pije się szczególnie często, wysławiając ich pod niebiosa. Gość musi poczuć się wyjątkowy i wspaniały.
Są też toasty spontaniczne, improwizowane, wygłaszane w zależności od kontekstu. W górach piłam za wierszyny, na stypie u poznanych na ulicy Ormian za zmarłą właśnie babcię, za polsko-gruzińską przyjaźń, za pierwsze rzeczy w życiu.
Gruzińskie toasty to żadne „chluśniem bo uśniem” albo „no to cyk”. Toast to poetycki monolog. Może trwać dobrych kilkanaście minut a toast alawerdi, czyli rozpoczęty przez tamadę a kontynuowany przez wskazaną przez niego osobę nawet dłużej. Tak piliśmy alawerdi rozpoczęty przez Tatianę, a zakończony przez Gorana. Toast był „strzemienny” z okazji mojego odjazdu do Polski. Była to opowieść o wdzięczności przodkom za życie, tradycję, kulturę i historię, przeprosiny za wszystkie nie rozgrzeszone postępki przodków, pochwały na cześć wszystkich zgromadzonych, a na koniec litania dobrych życzeń na resztę życia. Toast musi być pozytywny, nawet za wrogów wygłasza się uprzejme toasty, tyle że wznosi się je piwem. Toast z piwa nie jest dobrym toastem. Mimo, iż Gruzja to kultura wina, dziś częściej (ze względów ekonomicznych) wznosi się toasty wódką, rozcieńczonym spirytusem, który na razliw, czyli rozlewany do butelek można kupić na bazarze za grosze. Kobiety rzadko uczestniczą w takich biesiadach i raczej nie wygłaszają toastów. Dawniej piło się powszechnie z rogów, dziś tylko na szczególnych okazjach. Pięknie grawerowane i wykończone srebrem prawdziwe rogi można kupić w sklepach z suwenirami, a gliniane na bazarach.
Wino po gruzińsku to gwino. Niektórzy twierdzą, że angielskie wine, niemieckie Wein, rosyjskie вино pochodzą od gruzińskiego wyrazu, a większość znawców uważa, że Gruzja jest kolebką winiarstwa. Znane są odkrycia archeologiczne nasion winogron pochodzących sprzed 6-7 tysięcy lat i ogromnych dzbanów glinianych (kwewry) do przechowywania wina. W 1958 roku, w Kachetii (głównym rejonie uprawy winorośli we wschodniej Gruzji) znaleziono złoty posążek pogańskiego bóstwa winorośli i płodności - Aguna, datowany na XI-X wiek p.n.e.
Takie kwewry widziałam w małej fabryczce wina w przyzakładowym muzeum w Cynandali, próbowałam tam też wyśmienitego białego wina o tej samej nazwie.
Najbardziej znane marki to mukuzani, napareuli, saperawi, chwanczkara, kindzmarauli.
Niko upiera się, że najlepsze wino to goruli mtsvane z okolic Gori. Wiadomo - patriotyzm lokalny.
W domach gruzińskich biesiady odbywają się w izbach zwanych marani. Jest tam zawsze kominek, stół i ławy, na ścianach gobeliny przedstawiające biesiadujących Gruzinów. Marani to też piwniczka, w której przechowuje się wino.