W marszrutce do Piatigorska wszyscy milczą, ostatni raz patrzą na kaukaskie szczyty. Kierowca puszcza muzykę. Wsłuchuję się w słowa piosenek z kasety. Kaukaskie disco śpiewane przez grupę Dambaj. „…my ludzie gór, Kaukaz nasz dom, Kaukaz mój dom rodzinny, niech nasze góry nie wiedzą, co to hańba, wypijmy za nasz Kaukaz, pokój tobie Kaukaz, szczęście, dobro, miłość i przyjaźń, wypijmy za nasz Kaukaz, wypijmy za naszych gości, ty mój dom, ty mój los, jestem bogaty bogactwem mojego kraju, kocham cię kraju mój miły górny Karaczaju, całą duszą kocham cię od dzieciństwa kraju mój rodzinny, sławie cię w mej drodze, kraju mój cudowny, nigdzie nie ma tak pięknej ziemi jak nasz Kaukaz …”.
Wciska mnie w fotel (też od wczorajszych szaszłyków) – to przy tym bawi się młodzież kaukaska? To najpiękniejsze pieśni patriotyczne jakie słyszałam, no może oprócz „Ukochany kraj” Mazowsza.
W pociągu Kisłowodzk-Kijów Igor rozdaje ankiety. Chce wiedzieć, czy wyprawa podobała się i co ewentualnie ulepszyć w przyszłym roku. Trzeba ocenić instruktorów, sprzęt, jedzenie, organizację. Mówi, że Polacy, którzy z nim byli w tamtym roku uważali, że „w obozie panuje za duży komunizm”. Trzeba się dzielić jedzeniem, oddać swoje nowiutkie kartusze karrimor do wspólnego użytkowania, wpuścić kogoś do nowiutkiego namiotu, itd. Wszystko ma być wspólne a nasz naród cechuje dość duży indywidualizm górski.
A ja się cieszę, że byłam z tymi ludźmi, bo gdyby nie ich „komunizm” to może nie stanęłabym na szczycie.
W Kijowie oddzielam się od bandy Igora i jadę na Krym …ale to już całkiem inna opowieść.
Powracamy, gdy czas
W krzątaninę, w gwar miast,
W mechaniczny świat nasz,
W którym czujesz się śrubką.
Powracamy spod chmur,
Powracamy znów z gór,
Gdzieśmy byli jak zwykle -
Jak zwykle za krótko.
(Wysocki)