Majowa przyroda na wsi jest tak wyrazista, przaśna, zdrowa i świeża jak nieświadoma jeszcze swej piękności nastoletnia dziewczyna.
Soczysta zieleń trawy i młodych brzóz, bardziej zielona być już nie może, taka zielona jest tylko w maju. Trawa na łąkach poprzetykana żółtym mleczem. Nietrwały to obrazek, za moment będzie szara od dmuchawców i się rozwieje. Wszystko wiosną jest takie nietrwałe. Dopiero zakwitły wiśnie i już gubią białe płatki. Nie przyjrzysz się w odpowiednim czasie i w wszystko przegapisz.
Warkocze kolorowych wstążek furkoczą na wietrze – ozdabiają kapliczki przydrożne. Niebieskie, zielone, czerwone, żółte – takie kolory miała sukienka Pyzy na polskich dróżkach – czasem ją spotykałam przy tych kapliczkach. Szła do magicznych Zaczerlan. Nie chciała żeby ją podwieźć na rowerze.
Samotne krzyże na polach. Wschodzi żyto, kwitnie już bez i wiśnie i jabłonie obsypane kwieciem, pachnie jak w perfumerii.
Pająk mikroskopijny chodzi mi po bluzce albo mrówka i biedronka – nie strącam tych stworzeń z siebie, niech doświadczą kontaktu z Innym jak ja z nimi.