Tu się ląduje z dwugodzinnym opóźnieniem wyczarterowanego samolotu jedej z tanich linii lotniczych, wśród wrzasków dzieci wychowywanych bezstresowo, które nie chcą siedzieć w pasach, wulgarnych przerywników złotej polskiej młodzieży i nudnych rozmów kasty pracującej i postpracującej.
W strugach deszczu ( a miało być gorąco i bezwietrznie) każdy z urlopujacych się Polaków zostaje przydzielony bardzo sprawnie do odpowiedniego autokaru w celu trasferu do hotelu, który sobie wybrał z katalogu.
Mój hotel to Elpida - mam nadzieję że tylko ja do niego jadę - ma się znajdować według mojej najlepszej wiedzy nieopodal miasta Retymnon w zachodniej część kraju, 200 metrów od plaży.
Już wyobrażam się sobie leżącą na leżaku z parasolką za 5 Euro, sączącą drinki z baru bez ograniczeń (opcja all inclusive), nacierającą się olejkiem i czytającą książkę "Tysiąc wspaniałych słońc" autorstwa Khaleda Hosseini.
Tylko czemu pada i czemu autobus jedzie w przeciwnym kierunku?
Heraklion to miasto godne uwagi jako port lotniczo-promowo-autobusowy - w końcu to stolica. Można stąd popłynąć na Santorini, polecieć na Rodos, pojechać w każdą stronę autobusowymi liniami minojskimi. Można też pogapić się na marinę, twierdzę fenicką i zjeść rybę w tawernie. O! to jest najprzyjemniejsza czynność.
Samą sałatką grecką, do której wrzuca się kawałki chleba można się najeść. Rybę z grilla można pokazać palcem gmerając w chlodni na zapleczu kuchennym.
Przed zapłaceniem rachunku częstują nas kieliszkiem ouzo i jakimś słodyczem lokalnym.
Tylko wino retsina, które u nas słono kosztuje i smakuje jak trochę podbutwiałe drewno, tam podaje się jak niemalże piwo z butelki a i smak bardziej jakis takiś rozwodniony.