W styczniu roku 2009 naszego gregoriańskiego kalendarza, a dziesiątego dnia miesiąca Muharram w 1387 r. szyici w Afganistanie świętowali Aszurę. Nie jest to wesołe święto. Tego dnia wnuk proroka Mahometa, Husajn zginął w bitwie pod Karbalą. Śmierć to była straszna. Wojownicy kalif Jazida I z dynastii Umajjadów wystrzelili w niego dziesiątki strzał, rozpłatali głowę a potem i stratowali końskimi kopytami. A było to w roku 680 naszego kalendarza. Warto dodać, że siły Husajna liczyły ok. 70 ludzi a siły Jazida I około 40 tysięcy. Karbala leży dziś 100 km od Bagdadu w Iraku i plasuje się na piątym miejscu wśród najświętszych miast dla muzułmanów po Mekce, Medynie, Jeruzalem i Najafie.
To wydarzenie podzieliło muzułmanów na szyitów i sunnitów.
Przygotowania do święta zaczynają się 10 dni przed Aszurą i trwają 40 albo 69 dni po niej i objawiają się w ozdabianiu miasta czarno-czerwono-zielonymi flagami, proporcami z religijnymi hasłami. Wznosi coś na kształt bram lub łuków triumfalnych w tychże kolorach. Smutni są tego dnia wszyscy muzułmanie, ale szyici okazują ten smutek w sposób szczególny. Organizują żałobne procesje, połączone z samobiczowaniem się. W Afganistanie nie jest to praktykowane w chwili obecnej w sposób widoczny i powszechny. Słyszałam, że przywódcy duchowi zniechęcają do tego typu praktyk, natomiast w państwach ościennych, Pakistanie i Iranie nadal ulice spływają krwią.
W dzień Aszury centrum miasta było zablokowane, około południa oczekiwano procesji samochodowej, która miała przejechać między innymi koło Ministerstwa Edukacji, Kultury aż do Darulaman road. Załapałam się na końcówkę. Samochody gnały z zawrotną prędkością, kierowcy z niespożytą energią używali klaksonu. Z każdego samochodu wystawała furkocząca na wietrze flaga.